reset photo
loading...

Reset. Oficjalnie pierwszy rok za mną.

2 listopada 2021
kobieta w czarnym garniturze uśmiecha się siedząc na murku w Warszawie w tle widać Pałac Kultury

Parę słów o tym, dlaczego RESET – w skrócie o otworzeniu firmy.

Wiecie, że w tym miesiącu oficjalnie mija rok od kiedy działam w ramach własnej firmy? Rok 2020 był dla każdego wyjątkowy. Dla mnie podwójnie, bo po 8 latach pracy na etacie zdecydowałam, że albo teraz albo nigdy i w tym dziwnym dla wszystkich czasie założyłam własną firmę. Skłamię jeśli napiszę, że to była łatwa decyzja. Długo z nią walczyłam, ale ‚dobry moment’ nigdy nie nadchodził.

Niewątpliwie, na etacie nie miałam prawa narzekać, było ok, chociaż czułam, że wypalałam się z dnia na dzień. Dobijałam do magicznej liczby 30. i mimo całego poukładanego życia, nie czułam, że ‚żyję’ tylko raczej, że ‚egzystuję’ pomiędzy pracą, wydarzeniami okolicznościowymi, wakacjami i tyle. 

Spowolnienie całego świata pozwoliło mi nabrać dystansu do życia. Zrozumiałam, że nie warto odkładać czegoś „na później”, bo to nigdy nie nadchodzi. 

W pierwszym dniu po wakacyjnym urlopie, złożyłam wypowiedzenie w trybie natychmiastowym. Po przyjściu do domu miałam milion myśli na sekundę. Czy można rzucić pracę i nie zwariować? Od czego mam zacząć? Jak stworzyć coś wartościowego? Czy nadaję się do prowadzenia firmy? Przez kilka kolejnych dni nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Brakowało mi schematu dnia. Mogłam wszystko, ale nic nie musiałam. Finalnie we wrześniu wylądowałam w Bieszczadach z grupą totalnie obcych mi osób i chyba ten moment był przełomowy.

Tak powstaje projekt ‚RESET’. Niewątpliwie był to życiowy reset, więc nazwa wpisywała się w to co zamierzałam robić, czyli zaczynać wszystko od nowa.

Po powrocie dopięłam formalności i w końcu mogłam działać oficjalnie na własnej działalności. 

Kilka zdjęć z Bieszczad.

Im więcej myślę o fotografii, tym bardziej odnoszę wrażenie, że od zawsze towarzyszyła mojemu życiu, w mniejszym lub większym stopniu. Od dziecka fascynowało mnie przeglądanie albumu ze zdjęciami. Pamiętam mój zachwyt, jak pierwszy raz widziałam aparat polaroida. Zdjęcia drukowane wprost z aparatu były dla mnie szczytem magii w tamtym czasie. Gdy w końcu telefony mogły robić zdjęcia, robiłam ich tak wiele, że zawsze brakowało mi pamięci. Jestem wzrokowcem, każdy taki nawet szybki przegląd zdjęć pozwalał mi wrócić do tych momentów za którymi tęskniłam.

Parę lat temu odkryłam fotografię na nowo. Kupiłam aparat. Zaczęłam zabierać go ze sobą wszędzie. Trochę nieśmiało robiłam pierwsze zdjęcia w trybie M. Wiedziałam jaki efekt chcę uzyskać, analizowałam setki filmów na YouTube, oglądałam codziennie albumy fotografów którzy mnie inspirują. 

Początki fotografii. Czyli fotografować wszędzie gdzie tylko się da.

Jak widać poniżej starałam się robić zdjęcia wszędzie. W większości były to zdjęcia „widoczków” i roślin. Starałam się je nawet edytować. Ludzi z początku wstydziłam się fotografować.

Obiektyw Heliosa do dzisiaj jest moim ulubionym. To dzięki niemu zrozumiałam jak działa aparat. Czuję ogromny sentyment jak od czasu do czasu po niego sięgam.

Tak wyglądały moje pierwsze próby robienia świadomie zdjęć.

Właściwie jako fotograf, nadal cały czas się uczę. Za to kocham to co robię. Nieustannie wymaga to ode mnie doskonalenia się, próbowania nowych rzeczy. Jestem za to wdzięczna. 

Moje aktualne zdjęcia możecie znaleźć TUTAJ.

Podsumowując jeszcze ostatni rok: było trudno. Nic nie przyszło i nigdy nie przyjdzie samo. Nie żałuję ani przez sekundę tego, że postawiłam na siebie. Świadomość, że realizuje własne założenia, jest niezwykle budująca. Liczę na to, że za rok, będę o parę kroków do przodu od tego miejsca w którym jestem.